sobota, 31 sierpnia 2013

Rozdział 4

Czytasz na własną odpowiedzialność :D Opowiadanie nie dla dzieci :) 
Mam nadzieję, że rozdział się spodoba.
______________________________________________

                - Pani Blanca Dali Miro ? - o 650 obudził mnie telefon. W słuchawce odezwał się męski głos. Zaspana nawet nie spojrzałam na numer.
- Tak, słucham ?
- Nazywam się  Juan Casa Montez. Jestem już pod domem - niezbyt rozumiałam o czym on do mnie mówi.
- Przepraszam, ale jak to jest Pan pod domem ?
- Mam zabrać Panią do pracy. Pan Fernando Torres mnie o to poprosił.
Usłyszawszy imię i nazwisko piłkarza, przypomniałam sobie o wczorajszym liście oraz o tym, że ktoś miał mnie zabierać do pracy.
- Aa, już rozumiem. Proszę mi dać 10 minut - rozłączyłam się i ekspresowo zaczęłam się ubierać i malować. Stwierdziłam, że wykąpać się mogę w pracy. Przecież i tak będę tam dużo za wcześnie. Jak mogłam zapomnieć o tym liście ?! Co on tam dokładnie napisał ? To, że mam podwózkę do pracy - to już wiemy. Ah tak ! Miał od razu iść do szatni. To chyba oczywiste, że tak zrobię ? Bo niby gdzie miałabym się szlajać ? Dzisiaj postanowiłam założyć na siebie coś weselszego, ponieważ pogoda za oknem była odrobinę przygnębiająca. W ostatniej chwili zrezygnowałam z małej dzikiej torebki, bo nic mi się do niej nie mieściło.
- Wychodzę ! - krzyknęłam wybiegając z mieszkania, bo w kuchni słychać było krzątającą się mamę.
Przed domem stał czarny Rolls-Royce. Pierwszy raz widziałam taki samochód na żywo. Owszem czasami widziałam go w gazetach moich byłych, ale nigdy nie miałam okazji się nim przejechać.
- Witam Panno Dali. Zapraszam do środka - otworzył mi tyle drzwi, a ja trochę nieudolnie usiadłam na wygodnej kanapie.

***


                Droga do pracy nie dłużyła mi się wcale. Pierwszy raz chciałam jechać jak najdłużej. Zza szyby tego idealnego samochodu wszystko wydawało się piękniejsze. Nawet ta szara, przygnębiająca pogoda przestała mi przeszkadzać. W tle leciała piosenka, która ostatnio zawładnęła moim sercem, więc oparłam głowę i wsłuchiwałam się w tekst piosenki.
-My heart is racing as you're moving closer. You take me higher with every breath I take. Would it be wrong to stay? (Moje serce pędzi wraz z tym, jak się zbliżasz. Wznosisz mnie z każdym oddechem. Czy byłoby błędem zostać ?) - nuciłam pod nosem cały czas myśląc o wczorajszym dniu w pracy. Chyba nigdy go nie zapomnę. A tym bardziej nie zapomnę jak ON na mnie patrzył. Kurewsko (inaczej nie można tego nazwać) mnie podniecał. W niektórych momentach myślałam, że robi to specjalnie. Może to wszystko przez to, że próbowałam się zabawić pod prysznicem ?
Pod hotelem byliśmy w niecałe 10 minut. Nie wiem jakim cudem udało mu się tak szybko tu dojechać, ale podziwiałam go za to.
- Dziękuję bardzo - powiedziałam ostatni raz spoglądając na kierowcę, po czym zatrzasnęłam drzwi za sobą. Na szczęście nigdzie nie widziałam Jose, bo od razu zadałby mi 5 tysięcy pytań. Przywitałam się z dziewczyną na portierni i dalej szłam przed siebie.
                W naszej przebieralni wszystko wyglądało normalnie. Prawdę mówiąc to nawet nie wiedziałam na co mam czekać. Tak więc trzeba było odbębnić poranny prysznic. Gdy byłam już w łazience, nie zamknęłam się na klucz. Nigdy tego nie robiłam. Nie wstydziłam się dziewczyn, a nikt inny nie miał tutaj wstępu. Na telefonie włączyłam sobie radio "Los 40" i odkręciłam kurek z gorącą wodą. Akurat puścili Don Omara - Zumba i nie zważając na nic zaczęłam kręcić pośladkami w rytm muzyki. Uwielbiałam tego typu muzykę do nudnych codziennych czynności, a dzisiaj miałam wspaniały humor.
                Nagle na po plecach przebiegł mnie dreszcz i poczułam chłodniejszy powiew wiatru, co było dość nietypowe. Nie przypominałam sobie żebym otwierała okno. W tym samym momencie poczułam czyjeś dłonie na moich biodrach. Łaknęły mojego ciała. Bałam się odwrócić, więc stałam nieruchomo. Duże, męskie dłonie dotykały najpierw mojego brzucha po czym zawędrowały bardziej na północ. Delikatnie ugniatały niewielkie piersi i drażniły twarde sutki. Spojrzałam w dół i zauważyłam znajome tatuaże.
- Co ty robisz ? - wypowiadałam słowa wplecione w dźwięki rozkoszy.
- Ciii.. Daj się ponieść chwili - szeptał mi do ucha lekko je podgryzając. Musiałam przyznać, że wiedział co robić. No fakt. Jakoś zrobił dwójkę dzieci. Matko ! O czym ja myślę ?! I dlaczego mu na to wszystko pozwalam. Już dawno powinnam go wyrzucić z tej łazienki, a nie pozwalać mu mnie obmacywać. Jednak coś nie pozwalało mi tego zrobić. Miałam pewną blokadę. Cieszyłam się jego dotykiem. Do końca oszalałam gdy zaczął całować moją szyję. Nie wytrzymałam i odwróciłam się w jego stronę. Był nagi. Po jego idealnym ciele leniwie spływały krople wody. Przy jego 186cm byłam jak krasnoludek mierzący ledwie 160cm. Spojrzał na mnie z góry po czym złapał w pasie i podrzucił. Szybko oplotłam go w pasie nogami i nie ukrywałam zdziwienia czując jak coś twardego smyra moje udo.
- Mamy niecałe 20 minut, jesteś gotowa na szybki numerek ? - Że co proszę ?! Jaki szybki numerek ? Tutaj w łazience dla pracowników ? A co jeśli ktoś nas nakryje ? Te i inne obawy zniknęły, gdy jednym szybkim ruchem we mnie wszedł.
- Trzymaj się maleńka - wyszeptał i zaczął mną powoli podrzucać w górę i w dół cały czas patrząc na moje piersi.
                Nie miałam bladego pojęcia ile czasu spędziliśmy w jednej pozycji, ale obawiałam się, że już mu za ciężko. Oparłam się o ścianę i kontynuowaliśmy zabawę. Byłam szczęśliwa nadal słysząc muzykę, ponieważ nie potrafiłam się powstrzymać od wydawania z siebie dźwięków.
- Blan ? - usłyszeliśmy między moimi jękami, a zmianą utworu. Przerażona spojrzałam w stronę z której dochodził głos i zauważyłam przyjaciółkę. Evita stała w progu i wyglądała na mocno zszokowaną. Szybko wycofała się, a ja z pytającą miną popatrzyłam na piłkarza.
- Joder - przeklął , ubrał się i wyszedł nie mówiąc nic więcej. Nie wiedziałam co mam o tym wszystkim myśleć. Sama powinnam ubrać się i pójść porozmawiać z przyjaciółką, ale nie miałam siły. Zostawił mnie samą w tej sytuacji. Powinien coś powiedzieć, ale niby co ?
                Będąc nadal pod prysznicem zaczęłam szlochać. Nie chciałam wychodzić i mierzyć się z tym co Ev ma mi do powiedzenia. Ta rozmowa na pewno nie byłaby miła. Pewnie usłyszałabym, że jestem zwykłą dziwką i nie powinnam rozbijać jego małżeństwa. Tylko co ja mam na to poradzić ? To nie ja go uwiodłam i zawlokłam do tego prysznica. Tym bardziej nie kazałam mu uprawiać ze mną seksu.
- Blan, co się stało skarbie ? Czemu płaczesz ? - dziewczyna wróciła do łazienki, a w rękach trzymała mój ręcznik. Zakręciła wodę, owinęła mnie miękkim materiałem i pomogła wyjść.
- On mnie zostawił. Tak po prostu. Jestem głupia skoro wyobrażałam sobie, że może być inaczej, że możemy być razem - wypłakiwałam się jej w ramię.
- Uspokój się głuptasie - ucałowała mnie w czoło - Zamienimy się dzisiaj piętrami. Porozmawiam sobie z nim, dobrze ?
- Yhym - zgodziłam się. Nie chciałam go więcej spotkać, ale czy aby na pewno ? Tak ! Nie teraz, nie dzisiaj i nie jutro. Dlaczego ja w ogóle go od siebie nie odtrąciłam ?
- Kocham Cię Blan. A teraz się ubieraj. Zaraz przyjdzie Holenderka. Nikomu nic nie powiem - przytuliła mnie i zostawiła samą w pomieszczeniu, pozwalając na chwilę intymności. 

** Evita **

                To co zobaczyłam było dla mnie wielkim szokiem. Blanca i Fernando Torres w naszej toalecie ? Pod prysznicem uprawiający seks ? Jak to możliwe ? Nie mówiła, że coś ich łączy. A tym bardziej jakaś relacja intymna. Zostawiłam ich samych pozwalając im skończyć czy zrobić co tam chcieli. Zdążyłam założyć swój roboczy strój i pojawił sie wkurzony Torres.
- Nic nie widziałaś ! Zrozumiano ?! - mówił podniesionym głosem. Widać, że bardzo się bał by to się nie wydało. W Anglii czekała na niego żona i dwójka dzieci, nic dziwnego, że się bał !
- Proszę - dodał błagalnie. Całkowicie zmienił mu się ton. Widocznie nie chciał na mnie nakrzyczeć.
- Oczywiście proszę Pana - wypowiedziałam te słowa, a sekundę później już go nie było. Teraz musiałam sprawdzić co z rudą. Nie mogłam i ja zostawić jej samej z tym wszystkim. Lecz to co zobaczyłam mnie przerosło. Dziewczyna siedziała skulona pod prysznicem. Oczy miała całe czerwone od płaczu. Ona go kochała, kochała od zawsze, ale teraz tak na prawdę coś do niego poczuła.
                Po rozmowie obiecałam jej, że dzisiaj ja zajmę się jej piętrami. Musiałam porozmawiać z piłkarzem. Jego pseudonim idealnie pasował do jego zachowania. Dzieciak. Dzieciak w stu procentach. Zapomniałam zapytać w którym pokoju jest, ale wiedziałam, że prędzej czy później i tak go znajdę.

***

                - Można ? - weszłam do pokoju 148 i zauważyłam osobę którą szukałam. Siedział właśnie na sofie i popijał Jacka Danielsa. Widać było po nim, że trochę za dużo wypił, a było dopiero południe. Może ma moralniaka ? Żałuje, że zdradził żonę i wykorzystał niewinną, i zakochaną w nim dziewczynę ?
- Proszę, proszę - wybełkotał, po czym spojrzał na mnie - Ja Ciebie znam.. To ty nas dzisiaj widziałaś, tak ? - Matko i córko, był tak pijany, że ledwo mnie poznał ?
- Tak, przepraszam.
- Gdzie Blanca ? To ona zawsze u mnie sprząta - wyglądał na przejętego, albo mi się wydawało.
- Dzisiaj ja to zrobię - dałam mu wymijającą odpowiedź, ale on nie nalegał. Odwrócił wzrok w stronę telewizora i wpatrywał się jak w zaczarowany obrazek.
- Dlaczego Pan to zrobił ? - spytałam wprost.
- Co jej zrobiłem ? - nawet się nie odwrócił, tylko dalej kontynuował zaczętą czynność.
- Wykorzystał ją Pan - dopiero po tych słowach, ponownie odwrócił się w moją stronę.
- Nie wykorzystałem jej. Ona tego chciała. Przyjacielski seks i te sprawy - zaśmiał się.
- A powiedział jej to Pan ? Nie sądzę - powiedziałam i zajęłam się swoimi sprawami.

poniedziałek, 26 sierpnia 2013

Rozdział 3

                Zadzwoniłam po taksówkę i wyszłam przed hotel. Nadal nie potrafiłam przyswoić do siebie tych wszystkich wspomnień. To było zbyt wiele. I te słowa "To co się stało między nami, ma zostać między nami. Do jutra" były jak obietnica czegoś więcej. Tylko czego ? Przecież on ma żonę ! Jestem dziwna. Mam na wyciągnięcie ręki mojego idola, najprzystojniejszego mężczyznę na świecie, a przejmuję się tym, że ma żonę. Chyba jestem zbyt uczciwa.
- Blan, a ty jeszcze tutaj ? - zaczepił mnie Jose, który pracował 12 godzin dziennie. Chociaż on, bardzo lubił tą pracę. Nie przychodził tutaj bo musiał, tylko bo chciał.
- O, cześć Jose. Musiałam zostać po godzinach - zaczął odczepiać mój rower, a ja musiałam na szybko wymyślić wytłumaczenie dlaczego nie mogę nim jechać - Nie, nie ruszaj go. Jadę taksówką, zmęczona jestem. Do zobaczenia jutro ! - uśmiechnęłam się uratowana przez taksówkę. Nie chciałam się mu zbytnio tłumaczyć, bo niby co miałabym mu powiedzieć ? Nawet dziewczynom nie mogę nic powiedzieć.
- Na Carrer Sant Jordi 18 - rzuciłam do kierowcy i oparłam głowę o zagłówek. Za dużo wrażeń jak na jeden raz. Chciałam już pójść do łóżka, pomimo wczesnej godziny (dochodziła 2000), ale nie chciałam tłumaczyć się matce, dlaczego tak późno wracam do domu. Na szczęście mogłam powiedzieć to samo kłamstwo co powiedziałam Jose.
                Dopiero pod domem, jak miałam zapłacić kierowcy, zorientowałam się ile Torres dał mi pieniędzy. W ręce nadal trzymałam banknot 200 euro. Czy on myślał, że ja mieszkam za granicą, czy jak ? Zapłaciłam 20 euro i resztę schowałam do portfela. Do domu weszłam najciszej jak mogłam i od razu pobiegłam do siebie.  Włączyłam komputer i zaczęłam poszukiwania przyjaciółek na Skype. Na szczęście wszystkie były już dostępne. Nacisnęłam zielony przycisk i już dało się słyszeć standardowy sygnał nawiązywania rozmowy.
- Cześć Blan ! Co tak długo ? Gdzieś ty była ?! - pierwsza odebrała Monic, która od razu zaczęła stroić miny przez kamerkę.
- Przepraszam, zaraz wam wszystko wytłumaczę. Gdzie Evi i Mili ?
- Jestem ! - tylko wypowiedziałam ich imiona, a one pojawiły się znikąd wypowiadając równo to jedno słowo.
- Blanca, zaczęłyśmy się martwić ! - kontynuowała jedna z nich.
- Nie ma o co - na samo wspomnienie dzisiejszego dnia, uśmiechnęłam się pod nosem.
- Co ty taka szczęśliwa ? Widziałaś się z Torresem ?! - jak one dobrze mnie znały.
- Yhy - byłam już rozkojarzona. Myślami znajdowałam się nadal w jego pokoju hotelowym, tylko że akcja toczyła się dalej.
- Halo, ziemia do Rudej ! - chichotała Mliagros.
- No przecież jestem z wami. Tylko trochę się zamyśliłam.
- Zauważyłyśmy - ryknęły śmiechem jak na zawołanie - No to mów co się działo !
                Przez chwilę zastanawiałam się ile mogę im powiedzieć. Zdecydowałam, że mogę powiedzieć prawie wszystko. Musiałam tylko ominąć te najbardziej pikantne szczegóły. Zrobić z tego zwykłe spotkanie. Może to było tylko takie spotkanie ? Może tak na prawdę źle zrozumiałam jego słowa i gesty ? I w tym momencie przypomniałam sobie o pakunku spoczywającym w torebce.
- Poczekajcie - krzyknęłam i niespełna moment później siedziałam już z reklamówką Chelsea na kolanach.
- Co tam masz ? - pierwsza zauważyła to Evi.
- No właśnie muszę sprawdzić.
- Hmm.. Siatka z logiem Chelsea ... Blanca to od niego ?
- No dajcie mi chwilę - zaczęłam się denerwować. Odwróciłam kamerkę, przez co usłyszałam krzyki sprzeciwu. Uśmiechnęłam się tylko i wyjęłam całą zawartość. W środku znalazłam dwie koszulki z nazwiskiem Torres na plecach. Jedna była wyjazdową jego klubu, a druga z reprezentacji Hiszpanii. Wydawałam z siebie pisk radości, ale uspokoiłam się widząc wylatującą białą kopertę zaadresowaną własnoręcznie.
- Blan, jesteś tam jeszcze ?

- Jestem, jestem. Czekajcie chwilę, proszę.  Dajcie mi 10 minut, muszę pójść do łazienki - skłamałam i wzięłam się za czytanie.

"Witaj Blanco,
Czytając ten list pewnie siedzisz już w swoim przytulnym pokoju. Mam nadzieję, że o mnie myślisz. Powinnaś. Mam dla Ciebie propozycję, lecz nie zdradzę Ci jej teraz. Nie mam pewności, kto może to przeczytać.
Jutro rano, o godzinie 700  czekać będzie na Ciebie taksówka. Nie dziękuj, nie musisz. Po przyjeździe do pracy idź od razu do szatni. Więcej nie powiem.
Śpij dobrze, Rudzielcu"

                Nie mogąc uwierzyć, musiałam kilka razy powtórzyć czynność. Nawet uszczypnęłam się w rękę ! Szybko ściągnęłam własną koszulkę i założyłam tą sprezentowaną. Wróciłam do dziewczyn, a te widząc mnie rozdziawiły gęby.
- O co wam chodzi ? - zapytałam niewinnie.
- Czy ty właśnie siedzisz w jego koszulce ?
- A co, nie podoba wam się ? - zachichotałam - Ja już uciekam. Jestem zmęczona dzisiejszą pracą. Ci specjalni goście mnie wykończyli.
- Jesteś okrutna ! - krzyknęły i każda pokazała mi język. Pomachałam im i wyłączyłam komputer.

*** Monic ***

                Tak strasznie jej zazdrościłam. Dlaczego ona miała takie szczęście spotkać swojego idola, a ja nie ? Wystarczyłoby mi tylko zobaczyć go przez sekundę. Jeszcze musiała nas dobijać, chodząc cała w skowronkach. Całe szczęście, że tak szybko uciekła z obiadu, bo robiłam się coraz bardziej przygnębiona.
                Zabrałam swój wózek i przywołałam windę. Stałam z opuszczoną głową i paznokciami uderzałam w drewno, wybijając jakąś dziwną melodyjkę. *Dzyń* dźwięk oświadczył otworzenie się windy . Weszłam do środka i czekałam aż się zamknie.
- Proszę poczekać ! - ktoś krzyknął z korytarza, więc ruszyłam wózkiem w przód i wstrzymałam proces. Dosłownie sekundę później dołączył do mnie zmachany mężczyzna, ale nie podnosiłam nawet głowy by sprawdzić kim on jest. 
- Dziękuję bardzo.
                Uniosłam wzrok dopiero gdy odezwał się kolejny raz i zaczęłam rozpoznawać głos. Przed moimi oczami stał ON. GRECKI BÓG. Przed chwilą sama jeszcze klęłam, że nie mogę go zobaczyć, a teraz co ? Właśnie stałam z nim w klaustrofobicznym pomieszczeniu. Biedak nie mógł się za bardzo ruszyć. Uśmiechnęłam się przepraszająco, a on odwzajemnił uśmiech. Lecz jego był o wiele bardziej przyjemniejszy. Widząc ten uśmiech w wywiadach w telewizji, mało co nie rozpływałam się ze słodkości. W TV działał cuda, a co dopiero będąc z nim twarzą w twarz.
- Może Pani pomóc ? - zapytał, gdy w końcu stanęliśmy na ostatnim piętrze.
- Nie trzeba, to moja praca - odpowiedziałam grzecznie i próbowałam wypchnąć wózek na korytarz. Jak na złość kółka się zaklinowały, po czym nagle gwałtownie ruszył do przodu i wylądowałam na buzi.
- Auuuu ! - zawyłam z bólu. Miałam ochotę wypchnąć ten grat przez okno balkonowe w najbliższym pokoju i powiedzieć, że to był przypadek.
- Nic się Pani nie stało ? Proszę pokazać - Victor Valdes pomógł mi wstać i zaczął przyglądać się mojej twarzy.
- Bardzo to źle wygląda ? - sama się jeszcze sobie dziwiłam, że nie wypowiedziałam ani jednego brzydkiego słowa. No tak, etykieta pracy wymagała tego ode mnie. Musiałam zachowywać się jak anioł.
- Niech Pani chwilę ... albo nie, proszę za mną - złapał mnie za łokieć i poprowadził do jednego z apartamentów.
                Usiadłam na wygodnej skórzanej kanapie i czekałam na bramkarza, który zniknął w łazience. Bałam się zajrzeć w lustro,nie chciałam zobaczyć odbitej kratki na twarzy. Bramkarz delikatnie ją czymś przetarł, po czym nalał mi szklankę wody.
- Przepraszam, ale muszę wracać do pracy - wstałam, starając się zignorować lekkie zawroty głosy.
- Mógłbym coś dla Pani zrobić ? - wyszczerzył ząbki w szczerym uśmiechu.
- Może autograf ? - od razu się ożywiłam, gdy Victor chwycił notes i po sekundzie wręczył mi swój autograf - Dziękuję.
- Nie ma za co. Polecam się na przyszłość - zaśmiał się, a ja opuściłam jego sypialnię w o wiele lepszym humorze i większą ilością energii do pracy. 


________________________________________________

Zapchaj dziura :D ale musiałam dodać tą notkę, by pochwalić się moim cudownym, nowym szablonem *___* Normalnie kocham go ! 
Rozdział napisany dla dwóch kochanych osóbek ! :) Obsesion - bo domagała się więcej momentów z nią i chciała Valdes (Ramosa nie oddam :P !) i Ewi "Chcę kolejny ! Pisz, pisz !" - więc napisałam :) Nie jest to czego oczekiwałaś, ale nie mogłam takiej akcji od razu odwalić. Poczekaj cierpliwie :) 
Kocham was ;***

niedziela, 25 sierpnia 2013

Rozdział 2

                Nogi nadal miałam jak z waty. Wchodząc do szatni od razu opadłam na najbliższą ławkę. Przed moimi oczami nadal mam widok tych śpiewających mężczyzn. Musiałam jak najszybciej podzielić się tym z moimi przyjaciółkami, których nadal nie było.
                Założyłam słuchawki i włączyłam jedną z mocniejszych piosenek na mojej MP4, a mianowicie Linkin Park - Numb. Tego typu muzyka zawsze pomagała mi się uspokoić. Dodatkowo otworzyłam okno na oścież, dzięki czemu przyjemny chłodny wiatr otulał moje ciało. W końcu udało mi się ochłonąć i uspokoić. Tego właśnie potrzebowałam.
                Lecz nie trwało to długo. Po niecałych 20 minutach do pomieszczenia weszły rozgadane i roześmiane dziewczyny. Niestety wraz z nimi weszła Holenderka, więc musiałam poczekać by im o wszystkim opowiedzieć. Dopadłam je dopiero przy obiedzie, bo Holenderka nigdy z nami nie jadała - dzięki Bogu.
- Nie uwierzycie co mnie dzisiaj spotkało ! - zaczęłam.
- Co się niby stało ? Często tak mówisz, a potem okazuje się, że to nic szczególnego - nabijała się ze mnie Evita.
- Oj zamknij się i słuchaj - odgryzłam się.
- No opowiadaj, opowiadaj - równocześnie powiedziały Monic i Milagros.
- Już wiem, kim są nasi "Goście Specjalni". Campeones, Campeones, ole, ole ole ! - zaczęłam śpiewać, a dziewczyny tylko patrzyły na mnie jak na wariatkę.
- Blanca, czy ty się dobrze czujesz ?
- Oj, ale wy nie kumate jesteście. Sprzątałam dzisiaj na 11 piętrze ..
- Ale mi nowość - kolejny raz któraś z nich mi przerwała.
- No daj mi dokończyć - zaczęłam się irytować - Chyba, że mam sobie całą drużynę wziąć dla siebie.
- Jaką drużynę ? Blan o czym ty pieprzysz ?!
- A widzisz, jakbyście dały mi dokończyć to już byś wiedziała.
- No to mów - cała trójka usiadła bliżej mnie i zaczęły uważniej słuchać. Już żadna z nich ani na chwile mi nie przeszkodziła.
- Sprzątałam moje 11 piętro i został mi już tylko 148 pokój. Nie było żadnej tabliczki, żeby nie wchodzić, więc bez krępacji otworzyłam drzwi. A tam nagle usłyszałam męskie głosy. Jeden z nich zaczął śpiewać Pintame od Elvisa Crespo. Trochę się przestraszyłam, że złożą na mnie skargę za wejście do pokoju w którym ktoś był, ale z ciekawości zrobiłam kilka kroków więcej. I wtedy zauważyłam ich !
- Kogo ?! - nie wytrzymały i zaczęły się dopytywać.
- No już mówię - zrobiłam wdech i kontynuowałam - Na kanapie siedzieli piłkarze reprezentacji Hiszpanii, a piosenkę próbował śpiewać Torres ! Chwile później dołączył do niego Pepe Reina, David Villa, Xavi Hernandez, Sergio Ramos.
- Xavi ?! - Milagros krzyknęła odrobinę za głośno, przez co oczy wszystkich skierowane były na nas.
- Tak, ale proszę Cię. Ucisz się.
- A nie widziałaś może Busquetsa ? - dopytywała mnie Evita.
- Albo Valdesa ? - wtórowała jej Monic.
- Nie, ich nie widziałam. Jak tylko ich zobaczę to poproszę o autografy dla was - uśmiechnęłam się i spoglądając na zegarek, zdałam sobie sprawę, że moja przerwa właśnie się skończyła - Ja już muszę uciekać. Do zobaczenia po pracy.

***

                Stojąc na korytarzu, przyglądałam się numerkowi na drzwiach. Piłkarze mówili, że po godzinie pokój będzie pusty, ale miałam nadzieję kogoś tam zastać. Byłam bardzo ciekawa kto zajmował ten apartament. Wcześniej spotkałam ich tam większą grupą, a teraz chciałabym spotkać tylko i wyłącznie jednego z nich.
                Zapukałam nieśmiało i nagle przestałam miarowo oddychać. Serce zaczęło mi szybciej bić. Emocje nie pozwalały racjonalnie myśleć, a także normalnie funkcjonować.
- Kto tam ?
- Pokojówka - ledwo wydusiłam z siebie, taka byłam podekscytowana. Jednak ktoś był w środku ! Tylko kto ? Drzwi zaczęły się otwierać, a ja o mało co nie dostałam zawału widząc jego cudowną piegowatą twarz. Czyli był to pokój, nikogo innego tylko Fernando Torresa !
- O, przepraszam. Miałam przyjść po godzinie, żeby posprzątać. Jeśli Pan chce, to mogę przyjść później - powiedziałam, licząc na to, że pozwoli mi zostać i spędzić trochę czasu ze sobą.
- Nie, nie. Proszę. - przepuścił mnie.
                Przez wgapianie się w Nando, chwilę mi zajęło zorientowanie się, że to będzie jednocześnie najlepszy i najgorszy dzień w moim życiu. W środku panował przeraźliwy bałagan. Istny burdel ! Wyglądało jakby przez salon przeszło tornado. Na stoliku stały opróżnione butelki po winie, wódce, na podłodze walały się orzeszki i przeróżne papierki niewiadomego pochodzenia. Załamana stanęłam jak wryta, po czym opadłam na podłogę. Owszem, nie zachowałam się profesjonalnie, ale nie w tym momencie nie panowałam nad sobą.
- Czy coś się stało ? - spytał zatroskany, po czym chyba zrozumiał o co mi chodzi i zażenowany pomógł mi wstać - Przepraszam, za to - pokazał ręką salon.
- Yhy.. - nie byłam w stanie nic więcej powiedzieć. Co oni zrobili z tym pokojem ?
- O której kończy Pani pracę ?
-Teoretycznie o 1800, ale dzisiaj będę musiała zostać po godzinach.
- To niech Pani przyjdzie do mnie o 1900. Chciałbym jakoś Pani to wszystko wynagrodzić i przeprosić. A teraz proszę mi wybaczyć, ale właśnie wychodzę. Do zobaczenia - uśmiechnięty złapał torbę treningową i wyszedł. Zostałam sama z tym bałaganem.

***

                Gdy wysprzątałam już wszystkie pomieszczenia na moim piętrze, była godzina 1840. Wiedziałam, że dziewczyny na pewno już skończyły pracę i dobrze się bawią. Odstawiłam wózek service room na jego miejsce i po wyciągnięciu ręcznika z torby, wskoczyłam pod prysznic. Mało kiedy zostawałam po godzinach w pracy. Raczej zawsze udało mi się wyrobić do godziny 1800.
                Stojąc pod prysznicem próbowałam przypomnieć sobie jego dotyk, to czy był delikatny i jak był ubrany. Na pewno miał na sobie obcisnął bokserkę, dzięki której widziałam każdy zarys jego mięśni. Wcześniej nie zwróciłam na to uwagi. To wszystko przez szok, który przeżyłam. Reszta się nie liczyła. Przy każdym wspomnieniu o nim, dotykałam swojego ciała, co powodowało coraz to większe podniecenie. Gdy już miałam wznieść się ponad chmury usłyszałam alarm, który sama ustawiłam. Wycierając ciało miękkim ręcznikiem, czułam poirytowanie. Wiedziałam, że podczas spotkania z nim, mogę być odrobinę niewyżyta seksualnie.  Ubrałam się w rzeczy, w których dzisiaj przyjechałam do pracy i poszłam przekonać się, co takiego wymyślił El Niño.
                Nawet nie zdążyłam zapukać, a w wejściu stał już on. Tym razem miał na sobie jedynie długie dresowe spodnie, treningowe dresy Chelsea. W rękach trzymał bluzę, którą właśnie zakładał. Zanim to zrobił, udało mi się spojrzeć na jego umięśniony brzuch. Gdybym się nie potrzymała, pewnie podbiegłabym do niego i zaczęła dotykać, całować ten brzuszek. I nie tylko. Znów poczułam jak staję się coraz bardziej napalona.
- Witaj ...
- Blanca, Blanca Dali Miro. Miło mi Pana poznać - podałam mu rękę na powitanie, lecz on złapał ją, przyciągnął mnie do siebie i ucałował oba policzki. Zarumieniłam się i stałam tak lekko zagubiona.
- Proszę, wejdź Blanco - moje imię wypowiedział jak żaden inny mężczyzna. Zrobił to z nutką namiętności i erotyzmu w głosie. Szybko zganiłam się w głowie. Przecież on ma żonę. To nie możliwe, żeby mógł ją zdradzić i próbować podrywać mnie.
                Salon był tak czysty jakim go zostawiłam. Byłam bardzo dumna, że uszanował moją pracę i nie zapraszał już kumpli. Bałam się tylko, że jutro będzie mnie czekać to samo. Usiadłam na fotelu, obitym zamszem i czekałam na to jak rozwinie się akcja.
- Szampana, Blanco ? - usłyszałam zza sobą.
- Nie mogę, Proszę Pana. Ja tutaj pracuję.
- Teraz chyba nie jesteś w pracy, prawda ? - uśmiechnął się zadziornie i nalał mi do kieliszka.
 - Chciałem Cię bardzo przeprosić, za ten cały syf, który tu zostawili. Mam również nadzieję, że twój słuch nie ucierpiał, gdy nakryłaś mnie na śpiewaniu - zaśmiałam się, przypominając sobie tą chwilę - Czy ty się ze mnie śmiejesz ?
- Nie, przepraszam - zakłopotana upiłam łyk musującego napoju.
- Nie przepraszaj - szepnął mi do ucha po czym usiadł blisko mnie. Czując jego oddech na skórze, myślałam że oszaleję.
- Wyglądasz na zdenerwowaną. Dlaczego ?
- Od dawna jestem Pana fanką. A teraz siedzę z moim idolem twarzą w twarz. Czy mogłabym dostać autograf ? Tylko ... - fuck ! Dopiero teraz zdałam sobie sprawę, że nie mam niczego, na czym mógłby się podpisać.
- Tylko co ?
- Nie mam niczego, na czym mógłby Pan się podpisać.
- Skończ już z tym Panem. Jak mówiłem, nie jesteś już w pracy ! Poczekaj tu chwilę - wstał i zniknął w sypialni. Nie było przez dłuższy czas, przez co zaczęłam się już nudzić. Wypiłam szampana do końca, pomimo tego, że do pracy przyjechałam rowerem. Najwyżej wrócę autobusem.
                - Dolać ci szampana ? - wrócił dopiero po 15 minutach i trochę mnie wystraszył. W rękach trzymał siatkę z logo Chelsea, którą bez pytania włożył do mojej torby.
- Przyjechałam do pracy rowerem, wcale nie powinnam pić. I .. Dziękuję - uśmiechnęłam się i wstałam będąc gotowa do wyjścia.
- To jak masz zamiar wrócić do domu ?
- Autobusem - odparłam i zarzuciłam torbę na ramię.
- Masz, weź taksówkę - sięgnął do kieszeni spodni i wcisnął mi do ręki kilka banknotów.
- Nie powinnam - już chciałam mu je oddać, ale spojrzał na mnie gniewnie.
- Musisz. Obiecałem wynagrodzić Ci sprzątanie tego burdelu.
- Już to zrobiłeś - powiedziałam poklepując swoją torbę i kierując się do wyjścia.
- Mogę zrobić jeszcze więcej - powiedział, złapał mnie za rękę i znowu przyciągnął mnie do siebie. Spoglądał mi w oczy, czułam jak coś między nami iskrzy. Moje podniecenie o mało co nie sięgnęło zenitu. I wtedy zrobił to, czego nigdy bym się po nim nie spodziewała. Ujął moją twarz i przyłożył swoje wargi do moich. Na początku nie wiedziałam jak mam sie zachować i czy odwzajemnić pocałunek, lecz chwile później on przejął pałeczkę. Językiem rozsunął moje wargi i wsunął się nim do środka, gdzie zaczął drażnić mój język. Po tym niespodziewanym pocałunku, szepnął mi do ucha "To co się stało między nami, ma zostać między nami. Do jutra" i pozwolił mi wyjść.


_________________________________________
 Zazwyczaj piszecie mi, że moje rozdziały są bardzo krótkie, więc tym razem trochę się rozpisałam. Jak wam się podoba ? :) 
Buziaczki ;**

sobota, 17 sierpnia 2013

Rozdział 1

            - Blanca, w końcu zeszłaś na śniadanie ! Zaraz musisz iść do pracy, zapomniałaś ?! - od samego rana mama wydzierała się na mnie niemiłosiernie. Najpierw przerwała mi ten cudowny sen, a teraz to. Owszem, za półtora godziny musiałam być w pracy, ale za 15 minut miał zadzwonić mój budzik. Na pewno, mniej bym marudziła. Nienawidziłam jak ktoś brutalnie mnie obudził. Wolałam wstać sama, albo dzięki budzikowi.
- Przecież zawsze wstawałam o 7 i nigdy nie było problemu. Nagle sobie coś ubzdurałaś !
- Młoda damo, zważaj na słowa ! I nie takim tonem do matki ! - uderzyła pięścią w stół.
- Jakbyś nie wiedziała, że mnie się nie budzi - mruknęłam, wzięłam kanapki i wróciłam do swojego pokoju. Odechciało mi się jeść, ale wiedziałam, że kolejny posiłek będzie dopiero po godzinie 13. O ile nie będę miała wtedy czegoś do robienia, więc wmusiłam w siebie te kanapki.
              Zawsze do pracy zabierałam ze sobą świeży ręcznik oraz przybory do kąpieli. Po dziesięciu godzinach, zawsze wolałam wziąć relaksujący prysznic. Szef nigdy nie miał nic przeciwko temu. Nawet była specjalna damska szatnia, a obok niej prysznice.
              Jedynym plusem tej pracy, to współpraca z przyjaciółkami. Gdyby nie Monic, Evita i Milagros, nie miałabym po co wstawać. Nie miałabym tej motywacji. Dzięki nim, każdy dzień w pracy jest inny. Najczęściej niestety pracujemy osobno. Na szczęście tak jak wcześniej mówiłam, mamy godzinną przerwę na obiad. I to właśnie podczas obiadu możemy się pośmiać i powygłupiać.  
             Zarzuciłam spakowaną już torbę na ramię, włączyłam MP4, założyłam słuchawki i zatraciłam się we własnym świecie. Na klatce schodowej odpięłam rower od kaloryfera i sprowadziłam go na sam dół. Nie było to moją ulubioną czynnością, ale przyzwyczaiłam się. W końcu robię to świątek piątek i niedziela (Dla mniej ogarniętych - Nie ważne czy weekend czy święto). Miałam przed sobą 40 minut drogi. Gdybym w mogła sobie kupić ten pieprzony samochód, to jechałabym 20-25 minut, ale nie - musiałam jeździć rowerem. Mimo wszystko uwielbiałam przejeżdżać ulicami Ibizy. Czasami nawet robiłam to dla własnej przyjemności nie z przymusu.
             Podjeżdżając pod hotel Mirador de Dalt Vila (to właśnie w nim pracowałam) zauważyłam parkingowego. Uśmiechnięty Jose już z daleka machał do mnie. Był ode mnie może z 30 lat starszy, ale był przemiłym mężczyzną.
- Witaj Jose - powiedziałam zeskakując z roweru.
- Cześć maleństwo. Jak sytuacja w domu ? - wziął ode mnie mój "pojazd" i przypiął go do stojaka.
-Jak zwykle to samo. Najchętniej bym się już wyprowadziła.
- Spokojnie maleństwo, jeszcze trochę i się wszystko zmieni, na lepsze oczywiście. Bądź cierpliwa.
- Obyś miał rację - uśmiechnęłam się i weszłam do środka.
              W holu o dziwo był jeden wielki harmider. Nie wiedziałam o co chodzi, więc uciekłam szybko do naszej przebieralni. Dziewczyny też już tam były. Właśnie zakładały nasze nawet znośne uniformy. Nie wyglądają one tak jak wszyscy mężczyźni je sobie wymarzyli. Zakrywają dużo więcej ciała, ale są bardzo wygodne.
- Dziewczyny, co to dzisiaj taki ruch na recepcji ? - spytałam zawiązując buty. Miałyśmy jeszcze jakieś 10 minut na nic nie robienie.
- Sama się zdziwiłam jak to zobaczyłam, ale nic nam nie chcą powiedzieć. Pytałam już tej holenderki co wygląda jak Profesor Dolores Umbridge z Harrego Pottera.  - wszystkie wybuchłyśmy gromkim śmiechem.
- Dziewczyny, do pracy ! Już ! - usłyszałyśmy za drzwiami.
- O, o wilku mowa - nie potrafiłyśmy zahamować śmiechu, więc roześmiane wyszłyśmy z szatni.
- Dziewczyny, dzisiaj mamy specjalnych gości. Każda proszona jest o dyskrecje. To co zobaczycie w pokojach, ma zostać w pokojach. Jeśli którąś przyłapię na kradzieży, zostanie natychmiast zwolniona. To co się dzieje w hotelu, ma zostać w tych murach, zrozumiane ?! - darła się gorzej niż zawsze. Porównanie do Umbridge na prawdę do niej pasowało.
- Oczywiście ! - odpowiedziałyśmy chórem.
- No to już, do pracy ! - chwyciłyśmy nasze wózki room service i poszłyśmy do windy.
             Każda z nas "obstawiała" inne piętro. Tak było od zawsze. Dziennie musiałyśmy obsłużyć dwa pięta na łebka. Na szczęście nie byłyśmy same. Pracowały z nami jeszcze jakieś trzy nowe dziewczyny. Miały krótki staż w tej pracy, więc sprzątały w tych najtańszych pokojach. My pracujemy na wyższych piętach. Na szczęście jest ich tylko 14.
             Żegnając się z dziewczynami wysiadłam na swoim piętrze. Czekało na mnie 8 wielkich prawie mieszkań. Apartamenty nie różniły się od siebie wiele. Dwa salony, sypialnia i ogromna luksusowa łazienka. Zawsze chciałam złamać zasady i wziąć kąpiel w takiej nowoczesnej wannie. Westchnęłam i weszłam do pierwszego z nich.
            Został mi już tylko jeden pokój na tym piętrze i mogłam iść na przerwę. Weszłam bez pukana, bo na drzwiach nie było żadnej zawieszki. W środku usłyszałam jak ktoś śpiewa. No dobra, do śpiewu temu komuś było daleko. Raczej wył po swojemu. Chwile później ktoś do niego dołączył. Wydawało się, że mają jakąś większą imprezę.
- Patrzcie - krzyknął jeden z nich i dopiero wtedy zobaczyłam kto zajmuje ten pokój. Nie wierzyłam własnym oczom i stałam jak wryta.
- Przepraszam bardzo, że weszłam, ale nie było nic wywieszone na drzwiach i byłam pewna, że nikogo nie ma - poczułam jak moje policzki robią się ciepłe.
- Proszę się nie tłumaczyć. To Pani praca. Za godzinę pokój będzie pusty. Przysięgam ! - zaśmiał się jeden i podniósł dwa palce w geście przysięgi.
- Dobrze, Proszę Pana. Jeszcze raz przepraszam - wyszłam czerwona jak burak, a zamykając drzwi usłyszałam śmiechy. Czułam się lekko zażenowana. Oparłam się o ścianę i powoli zjechałam na podłogę. Cały czas byłam w szoku. Tych emocji było za wiele. Siedziałam taka otępiała może jeszcze z 15 minut, aż w końcu zebrałam się i wróciłam do naszej szatni na przerwę. 

___________________________________________________________

No to pierwszy rozdział za mną :) Jak wam się podoba ? Jak dla mnie, to nie jest taki zły. Poza tym, wiem jak bardzo nienawidzicie mojego kończenia w takim momencie. Przyznajcie, gdybym tak nie zakończyła, czekalibyście na więcej ? No właśnie :D
Zapraszam również na mój drugi blog z opowiadaniem. W zakładkach na górze strony znajdziecie link :)
Buziaczki ;*

środa, 14 sierpnia 2013

Prolog

- Ja Fernando José Torres Sanz biorę Ciebie Blanco Dali Miro za żonę i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. - stałam przed ołtarzem w pięknej, zaprojektowanej specjalnie dla mnie, sukni ślubnej. Przede mną stał mój przyszły mąż w standardowym czarnym garniturze. Spojrzałam na niego od góry do dołu i podziękowałam Bogu, że go mam.
- Ja Blanca Dali Miro biorę Ciebie Fernando José Torres Sanz za męża i ślubuję Ci miłość, wierność i uczciwość małżeńską oraz to że Cię nie opuszczę aż do śmierci. Tak mi dopomóż Panie Boże Wszechmogący w Trójcy Jedyny i Wszyscy Święci. - wymawiając te słowa, czułam jak po moich policzkach spływają łzy. Nando uśmiechał się do mnie, wyglądał na najszczęśliwszego mężczyznę na świecie. Oczy mu się świeciły, były wilgotne od łez.
- Blanco, przyjmij tę obrączkę jako znak mojej miłości i wierności, w imię Ojca i Syna i Ducha Świętego- już wkładał na mój palec złotą obrączkę, gdy nagle w oddali usłyszałam głos mojej mamy.
- Blanca, obudź się ! Blanca już późno ! - przebudziłam się gwałtownie, cała zapłakana. Już w pełni świadoma tego co się wokół mnie dzieje. Chciałam położyć się z powrotem spać, ale wiedziałam, że sen już nie wróci. To był kolejny piękny sen, który nigdy się nie spełni
- Mierda. - przeklęłam pod nosem. I zwlekłam się z łóżka, by przeżyć kolejny nudny dzień.

______________________________
Uwaga, opowiadanie o przyjaciółkach zostaje odnowione. Te same postacie, te same miłości, ale inna akcja. Zapraszam :))