środa, 25 grudnia 2013

Rozdział 14

* Monic *

Ubrana w przeciętne ubrania weszłam do restauracji w której byliśmy umówieni. Na szczęście już na mnie czekał. Nadal nie miałam pojęcia czy to wszystko wypali i czy Ruda się zgodzi. Kto nie ryzykuje ten nie żyje. Przysiadłam się do stolika i dokładnie się mu przyjrzałam. Nie wyglądał za ciekawie, ale w jego oczach widziałam nadzieję. 
- Witaj Monic. Dzwoniłaś do niej ? - ucałował mnie w policzek i zamówił mi herbatę
- Dzwoniłam. Właśnie powinna wsiadać do samolotu, dlatego nie rozumiem dlaczego jeszcze się nie szykujesz.
- Boję się.. Znasz moją sytuację, więc powinnaś rozumieć dlaczego.
- Daj spokój. To już czas ! Uciekaj, bo zaraz będę po nią jechać. Nie możne Cię jeszcze zobaczyć. 
- Dziękuję - chwycił mnie za rękę i mocniej ją ścisnął. Uśmiechnął się i płacąc za zamówienie, wybiegł z kawiarni. Ja jeszcze zostałam. Umówiłam się tutaj jeszcze z dziewczynami, które za chwilę powinny się tutaj pojawić. 
Sącząc powoli napój, zauważyłam Ewi i Mili za szybą. Uśmiechnęły się mnie szeroko dołączając do mnie. One również nie mogły się doczekać, tego co nastąpi, jak również spotkania z naszą przyjaciółką. Ona jako jedyna została w naszym rodzinnym mieście. Nam się życie ułożyło, jej nie do końca. 
Po krótkiej rozmowie nadszedł czas, by w końcu po nią jechać. 

* Blanca *

Nie potrafiłam się spakować. Nie miałam pojęcia co powinnam ze sobą zabrać i co dziewczyny planują. Spakowałam kilka eleganckich ciuchów, ale również jakieś ubrania sportowe. Niestety znowu nabrałam kilka toreb, z którymi nie potrafiłam się zabrać. Musiałam prosić taksówkarza by pomógł mi je znieść na dół do auta. 
Już na lotnisku zaczęłam się stresować tym spotkaniem. Tak dawno ich nie widziałam, że aż nie wiedziałam jak zareaguje. Już miałam ochotę rzucić im się w ramiona i całą noc spędzić na wspólnym plotkowaniu przy winku. Lecz teraz wszystko się zmieniło. One miały swoich adoratorów, którzy na pewno nie tak łatwo pozwoliliby bym na chwilę szaleństwa jak wcześniej. Choć i z tym będę musiała się zmierzyć. 
Wysiadłam z samolotu i jeszcze na schodach wzięłam głębszy oddech. Sztachnęłam się barcelońskim powietrzem, wzięłam walizki i wyszłam przed budynek lotniska. Nagle zauważyłam wysiadające z auta przyjaciółki. Po policzku spłynęła mi pierwsza łza. Wypuściłam bagaże z rąk i rzuciłam się biegiem w ich stronę. Przytuliłam je z całej siły po czym wszystkie zaczęłyśmy płakać. Tak bardzo za sobą tęskniłyśmy i dopiero teraz to do nas dotarło.
- Tak bardzo cieszę się, że was widzę - ucałowałam każdą w policzek i wróciłam się po walizki.
- Daj pomogę Ci - Mili wyrwała mi jedną z nich - Rany boskie ! Kobieto ty tam kamienie wozisz ?!
- Znacie mnie, nie wiedziałam co mam ze sobą zabrać.
- Na szczęście mamy blisko do samochodu - uśmiechnęła się Evita zabierając drugą.
- Wsiadajcie, ruszamy - krzyknęła Monic siedząca za kierownicą jakiegoś wielkiego choć sportowego samochodu.
- To Twoje ?
- Victora - uśmiechnęła się i wcisnęła pedał gazu.

***

Jechałyśmy strasznie długo. Już zaczęłam się martwić, że chcą mnie gdzieś wywieść. W pewnym momencie znalazłyśmy się w jakieś drogiej dzielnicy. Spodziewałam się, że niedługo będziemy na miejscu. I miałam rację. Zatrzymałyśmy się przed niesamowitą willą. Wysiadając z samochodu nie wiedziałam co powiedzieć. Po prostu stałam i wpatrywałam się w stojący przede mną dom.
- Podoba Ci się ? - spytała Monic, która znalazła się obok mnie.
- Jasne ! Czyj to dom ?
- Victora - powtórzyła znowu - Ale dziwnie czuję się w tym domu. Nie jestem sławna i nie przywykłam do takiego życia.
- Weź przestań, przyzwyczaisz się - przytuliłam ją, a ona zaprowadziła mnie do środka.
W salonie zobaczyłam Valdesa, Matę, Hernandeza i Busquetsa. Milagros i Evita już siedziały obok swoich partnerów, a chwilę później do swojego dołączyła Moni. Przywitałam się z każdym z nich, po czym zdziwiona podeszłam do Juana.
- Witaj ponownie - uśmiechnęłam się i niepewnie stanęłam przed nim. Zachował się fair gdy tego potrzebowałam, lecz teraz nie wiedziałam jak się powinnam zachować.
- Blan, nie wydurniaj się. Chodź tu do mnie - przytulił mnie i ucałował w policzek na powitanie. Zaczął mnie ściskać z całej siły, aż zaczęło brakować mi tchu.
- Juan... Nie.. Mogę... Oddychać...
Zorientował się dopiero gdy udało mi się to powiedzieć. Odstawił mnie na ziemię i zaśmiał się, zresztą jak wszyscy zebrani. Byłam cała czerwona i z trudem łapałam oddech.
- Dobra, skoro już ją puściłeś i pozwoliłeś oddychać, to pora się szykować - Evi złapała mnie za rękę i zaczęła ciągnąć do jednego z pokoi.
- Co ?! Pora się szykować ? Na co ?! - kompletnie nie rozumiałam o czym one do mnie mówią. Oczywiście, mówiły o jakiejś niespodziance, ale nie powiedziały do końca o co chodzi.
Niestety pytania które zadałam zostały bez odpowiedzi. Dziewczyny zaciągnęły mnie do pokoju i zaczęły czesać, malować i wybierać mi ubrania. Po tym co mi wybrały zrozumiałam, że będzie to jakaś większa i poważniejsza impreza. Czarna koronkowa sukienka i czarne szpilki pasowały do siebie idealnie. W ostatniej chwili dopasowały również kremową kopertówkę.
Evita również założyła małą czarną, Monic z racji swojego wzrostu wybrała długą lazurową suknię, a Milagros delikatną bladoróżową sukieneczkę.
Gdy wróciłyśmy do salonu, faceci już byli gotowi. Siedzieli ubrani w garnitury. Wyglądali nieziemsko ! Chociaż nadal nie wiedziałam co się dzisiaj wydarzy, to jednak zaczęłam się odrobinę bać. Zżerała mnie ciekawość jak i niepewność. Chciałam już tylko poznać prawdę.

***

Wszyscy razem wsiedliśmy do taksówek i rozpoczęliśmy długą drogę w nieznane. To znaczy tylko ja nie wiedziałam dokąd jedziemy, co strasznie mnie irytowało. Miałam wrażenie, że oni coś przeciwko mnie knują, ale przecież to byli moi przyjaciele. Z nimi nie mogło mi się nic stać. Ufałam im. 
Wjechaliśmy na podziemny parking w jakimś hotelu. Nie miałam pojęcia gdzie jestem. Wjechaliśmy windą na drugie piętro gdzie powoli kroczyliśmy w stronę jakiejś sali. Z dala widziałam dużą ilość znanych osób. Najwięcej było piłkarzy FC Barcelony i Chelsea FC.
- Co tu się dzieje ? - spytałam idącego obok mnie Maty.
- Ciiii.. Zaraz wszystkiego się dowiesz - obdarował mnie uśmiechem numer 5 i prowadził mnie dalej.
Dopiero po chwili przypomniałam sobie kto gra w Chelsea. Stanęłam jak wryta, a przyjaciele spojrzeli na mnie zaskoczeni. Pokręciłam przecząco głową i zawróciłam. W tym samym momencie poczułam jak ktoś łapie mnie za ramię. Zasłoniłam sobie oczy i czekałam co się dalej wydarzy. Czułam jak ktoś powoli mnie odwraca i próbuje ściągnąć moją dłoń z oczu.
- Zaprowadź ją na sale. Jeśli nie chce patrzeć, to będzie miała jeszcze większą niespodziankę - głos Monic dobiegł do moich uszu. Czyli oni planowali coś dla mnie. Tylko co ?! Nienawidzę niespodzianek !

czwartek, 12 grudnia 2013

Rozdział 13

Niestety postanowiłam, że nie dam rady dłużej ciągnąć tego opowiadania. Obiecałam, że je skończę, więc to jest jeden z ostatnich rozdziałów. Studia i życie w akademiku nie zbyt pozwala na pisanie opowiadań. :( Niestety.
Ostrzegam scena +18
---------------------------------------------------------------
muzyka ]

Weszliśmy do mieszkania, w którym nikogo nie było. Powiesiłam kurtkę na wieszaku i poczułam jak Torres łapie mnie za biodra i odwraca w swoją stronę. Przycisnął do ściany i bez namysłu zaczął całować. Nie miałam pojęcia co w niego wstąpiło, ale udzieliło się to także i mi. Dotykał mojego rozpalonego ciała powodując natłok sprośnych myśli. Co ten człowiek miał w sobie takiego ? Podrzucił mnie delikatnie, a ja objęłam go nogami w pasie. Całował moją szyje, uszy, dekolt. Bawiłam się jego włosami, od czasu do czasu ciągnąc je odrobinę mocniej niż zazwyczaj. Jego wcześniejsze zamyślenie odeszło w niepamięć. W tej chwili liczyliśmy się tylko ja i on. Nic wokół nie istniało. Oprócz naszego rosnącego podniecenia. 
Powoli zaczynało brakować mi tchu, więc szybkim ruchem ściągnęłam koszulkę. Trzymając mnie nadal na rękach trafiliśmy do salonu. Rzucił mnie na sofę i nadal kontynuował te przyjemne tortury, którym nie sposób się oprzeć. Zaczął powoli poruszać biodrami w przód i w tył nie zważając na nic. Jego ruchy były gwałtowne, ale niesamowicie przyjemne. Adrenalina po skoku nadal we mnie drzemała i to było coś co potęgowało odczucia. Nasze z pozoru niewinne igraszki przemieniły się w dziki długi seks. Zatraciliśmy się w tym całkowicie. Po wszystkim opadliśmy wykończeni na łóżko. Nie potrafiłam opanować swojego przyśpieszonego oddechu. Wtuliłam się całą sobą w jego umięśnione ciało i nie wiedząc kiedy zasnęłam.

***

Wstałam rano i poczułam jakąś pustkę. Otworzyłam oczy, rozejrzałam się i przeżyłam szok. Leżałam sama w łóżku. Gdzie podział się mój książę z bajki ? Wyszłam z łóżka, zakładając papcie na gołe stopy i zeszłam na dół do kuchni. Lecz jego tam też nie było. Na blacie znalazłam jakąś kartkę z moim imieniem. Rozłożyłam ją i zaczęłam czytać.

"Kochana Blan,
Spałaś tak słodko, że nie miałem serca Cię budzić. Wiem, że powinienem to zrobić i się z Tobą pożegnać, ale to wszystko mnie przerosło. Nie miałem odwagi. Przez ten cały okres było nam ze sobą tak dobrze, nie mam serca tego kończyć, ale muszę wrócić do Londynu i rozwiązać kilka spraw. Mam nadzieję, że mi wybaczysz. Będę za Tobą tęsknić. Myśl o mnie.
Do zobaczenia znowu, kochanie. ;*
F. Torres"

Osunęłam się bezwładnie na zimną posadzkę w kuchni z listem w ręce. I co ja teraz mam zrobić ? Wyjechał, bez pożegnania z nadzieją, że ta durna karteczka załatwi całą sprawę. Czy on sobie jaja robi ? Wraca do Londynu ... A co jeśli wróci do Olalli co stwierdzi, że dzieci są dla niego ważniejsze ? Moje obawy zaczynały mnie przerastać, co zakończyło się długim nieopanowanym płaczem. Miałam już tego wszystkiego po dziurki w nosie. Co najgorsze ? Musiałam dzisiaj pojechać do pracy. Wierzyłam, że jeszcze może go tam spotkam i będziemy mogli porozmawiać.

***

Postanowiłam zacząć sprzątanie właśnie od jego pokoju. Tym razem zdecydowałam się zapukać. Nieśmiało zapukałam do drzwi, lecz nie usłyszałam żadnego odzewu. Weszłam używając moich roboczych kluczy i to co zobaczyłam wcale mnie nie zdziwiło. Pokój wyglądał jak chlew, ale nigdzie nie widziałam ani jednej części garderoby mojego ukochanego. Wyjechał. No nic, wzięłam głębszy oddech i wzięłam się do pracy. Zaczęłam od największego syfu, czyli od salonu. Powstrzymywanie się od płaczu było bardzo wyczerpujące. 
Po ogarnięciu salonu zabrałam się za łazienkę. Na pierwszy rzut oka nic w niej nie było. Lecz podczas dokładniejszego sprzątania coś rzuciło mi się w oczy. Za kaloryferem dojrzałam jakiś błyszczący przedmiot. Dzięki moim chudym dłoniom udało mi się to wyciągnąć. Usiadłam na zamkniętej toalecie i oczyściłam znaleziony przedmiot. Widząc co to jest otworzyłam szerzej oczy i nie potrafiłam uwierzyć. Trzymałam w rękach jego ślubną obrączkę. Szybko schowałam ją do kieszeni, prawie bez emocji i kontynuowałam sprzątanie.
Wracając do naszej przebieralni spotkałam moją ukochaną przełożoną.
- O Panna Blanca, Pani nadal tutaj pracuje ? - uśmiechała się z pogardą. Rany boskie jak ja jej nienawidziłam. Najchętniej starłabym jej ten chamski uśmieszek z twarzy, ale zawsze musiałam zachować zimną krew.
- Oczywiście, dlaczego ?
- Bo Pańskie przyjaciółeczki już wczoraj złożyły wypowiedzenie z pracy. Miałam cichą nadzieje, że Pani również to zrobi - uśmiech nie znikał jej z twarzy. Wstałam zbulwersowana i już miałam coś powiedzieć, ale wiedźma trzasnęła drzwiami i wyszła. 

***

Mijały tygodnie, miesiące, a ja nadal nie miałam żadnych informacji od Fernando. Jakby zapadł się pod ziemie. Jedyne co mogłam robić, to śledzić jego karierę na szklanym ekranie. Często rozmawiałam, ze swoimi przyjaciółkami, które mieszkały w Barcelonie ze swoimi wymarzonymi facetami. Cholernie im zazdrościłam, ale co miałam powiedzieć ? Żeby olały swoje szczęście i wróciły do mnie ? Nie ma mowy. Nie mogłam im tego zrobić. Powinnam się cieszyć, że przynajmniej ich marzenia się spełniają, a nie marudzić.
Pewnego pięknego słonecznego dnia, może jakieś 3-4 miesiące po tym jak wszystko się popsuło odebrałam telefon. Nawet nie spojrzałam na wyświetlacz, bo wiedziałam, że to nie dzwoni on. I miałam rację. W telefonie usłyszałam głos jednej z przyjaciółek. 
- Cześć Blan ! Jak się trzymasz ? - Monic jak zwykle tryskała szczęściem. Czego innego mogłam się spodziewać ? Tylko tym razem była dużo szczęśliwsza niż zawsze.
- Hej kochana ;* Strasznie mi tęskno za wami, czyli bez zmian. A co ty taka podekscytowana ? - zachichotałam. 
- Oh no ty zawsze wszystko wyczujesz ! Nawet nie dasz mi potrzymać Cię w niepewności. Chciałabym Cię zaprosić do Barcelony. Jest pewna sytuacja, którą trzeba uczcić. 
- Jaka to okazja ? Opowiadaj mi szybko ! - naciskałam ją, chociaż wiedziała, że jak się uprze to nic mi nie powie. 
- Przyjedziesz to się wszystkiego dowiesz. Bilet już masz kupiony, powinien jutro do Ciebie dotrzeć. Powoli się pakuj, w weekend do nas przyjeżdżasz ! Już nie możemy się doczekać, a teraz kończę. Porozmawiamy jak przyjedziesz. Będziemy na Ciebie czekać na lotnisku. Buziaczki ! - nawet nie zdążyłam jej odpowiedzieć, bo od razu się rozłączyła. No dzięki. Teraz będę się zastanawiać co takiego mamy uczcić. Przecież ona wie, jak bardzo mnie taka niepewność irytuje, a robi to specjalnie. 
No nic. No to zostało tylko się pakować i czekać na bilet. Barcelono nadchodzę !